30 stycznia 2007

Poranna kawa

Dzisiaj dzień szczególnego zdziwienia nad upływem czasu. Mateusz, synek mojej przyjaciółki, ma urodzinki. Równo rok temu, pod drzwiami porodówki na Madalińskiego usłyszałam jego pierwszy krzyk. Ależ się wtedy działo... W głowie mi się nie mieści. Mrugnięcie powieką. Tak niedawno w ogóle go nie było. Dzisiaj jest już prawdziwym mężczyzną, który wypracował własny sposób pełzania po podłodze, lubi ciastka i uwielbia gnębić kotka. Niesamowite. Jak mu urosną wąsy i zacznie chodzić w glanach to dopiero się zdziwię.

Wszystkie zewnętrzne symptomy wskazują, że jestem dorosła. Jest to wiek właściwy na pracę, rodzinę i zdobywanie świata. Od jakiegoś czasu usiłuję się do tego statusu dostosować i uczę się pić kawę. Kawosze pewnie tego nie zauważają, ale jak jej ktoś nie pija, wychodzi na ekscentryka lub zaliczany jest do dzieci. Cóż. Idzie mi coraz lepiej, coraz mniej się krzywię i coraz rzadziej boli mnie potem brzuch. Jednak cały aspekt magiczny związany z piciem kawy jakoś do mnie nie przemawia. Nie zauważyłam żeby mi się pod jej wpływem kiedykolwiek odechciało spać. No i w ogóle, trudno powiedzieć, żeby mi smakowała. Podobają mi się reklamy, emocje, przekaz społeczny z nią związany. I tylko tyle. Gorąca czekolada jest znacznie lepsza.

Ostatnio zostałam przyłapana na tym moim kawowym oszustwie. Wojtek wziął ode mnie łyka i mnie zdemaskował. Co ty pijesz? - mówi - Mleko z kawą? Owszem. I z dużą ilością cukru.

Brak komentarzy: