08 września 2008

Crazy Love

Głodna!

Ucichł jakoś nagle zgiełk, pracy nieco mniej, a w żołądku dotkliwe, ach jak dotkliwe ssanie.. Wielki wydech - ręce już puste, serce też, i płuca, i oto przychodzi jak burza letnia ta desperacka potrzeba zaczerpnięcia głęboko z jakiejś nowej jakości. Im dłużej tak sobie żyje człowiek – no nie za długo, to fakt, ale im dłużej – tym bardziej się jeszcze zadziwia, bo wszystko znów do jednego się sprowadza. Widzi więc człowiek, że jakby tak dobrze spojrzeć, dość już wszystkiego jest, doprawdy dość, aż do przesytu – i pomysłów, i zasobów, i ludzi wokół, i dobrej teologii, i wspaniałych spotkań, i odważnych modlitw, i łez wyciśniętych w uniesieniu, wszystkiego dość. Tylko ciągle kochać nie umiem tak jak On, jak On mnie pokochał, ja Jego nie kocham, i jak On ludzi pokochał, ja ich nie kocham. Ale dla Niego, w Nim, dzięki Niemu - chcę. Chcę mieć odwagę zakochanej kobiety, umieć robić dziwne rzeczy, trudne rzeczy, bolesne lub kosztowne dla mnie, bez mrugnięcia i bez wahania. Bardzo chcę.

Mówisz i masz.

Taki tylko cichy szept w jakimś zakamarku serca, pozornie bez znaczenia. Ale rośnie. I widzę coraz bardziej, coraz jaśniej, że mi gorycz jakaś duszę zatruwa, kropelka lub dwie tej goryczy, bo oto zderzam się z sytuacją, która mnie przerasta i drażni, poczucie bezsilności, może w jakimś sensie zdrady. I gdzieś jakiś bunt niewypowiedziany, że mam dość, że nie chcę. Więc ten cichy szept, że muszę wybrać, że emocje są jakie są, ale mogę i muszę dokonać wyboru. Że może być miłość, może być nienawiść, i co wybiorę, to zakiełkuje, pędy puści, wyda owoc, zadomowi się na tej mojej glebie. I znów, znów, oczywistość piękna – miłość to decyzja. Chcę, bardzo chcę.