19 lutego 2008

Pocztówka z Anglii



Reset

Tak sobie można czasem wyjechać na kilka dni, że potem zaczyna się życie od nowa. Lubię to. Kilka dni wiosny i słońca, i wchłanianie wszystkimi zmysłami tego, co nowe, nowe miasta, nowi ludzie, nowa estetyka, nowe smaki. Inne społeczeństwo, inna dramaturgia relacji, inna wrażliwość. Czuję, że mogę powiedzieć, że prawdziwie odpoczęłam. Wracam i nawet nie pamiętam w którym punkcie skończyło mi się życie tu na miejscu, jakby to było wiele miesięcy temu. Reset. I powrót, z przyjemnością.



I'm your Valentine

W między czasie Walentynki. Dobrze, że poza domem, bez presji świętowania, bez tęsknot i sentymentów. Tak wolę. Chociaż nie, muzyka w radio była nastrojowa dość, i gdzieś tam w kącie samochodu, w szumie autostrady, jakoś znalazło się miejsce na chwilę retrospekcji. Myślałam o tym, co było rok temu, co w jeszcze inne lata, łzy napłynęły do oczu. Ale potem piosenki były wesołe, a wieczorem zadzwonił tata i powiedział, że jestem jego Walentynką. Czy trzeba czegoś więcej?



Beauty

Przyznać się muszę, że miałam wiele uprzedzeń wobec Anglii. Bo zwykle słyszę narzekania, i to od strony fabryk, tanich kwater, brudnych zaułków, utraconej Atlantydy. Zdawało mi się, że stylowa, że czarująca Anglia istnieje już tylko we wspomnieniach mamy i na filmach z lat 70tych. Wróciłam zauroczona i zawstydzona swoim nastawieniem. Anglicy są wybitnie życzliwi, a kraj piękny. Nie sądzę, żeby chodziło o zamożność. Konstancin jest pełen przepychu, ale i tak obskórny w porównaniu z najzwyklejszą wioseczką wciśniętą między pagórki Lancashire. Chyba kwestia ogólnej wrażliwości estetycznej? Może nie każdy, ale ja na przykład mam takie potrzeby, i tu, w Warszawie, walczę nieustannie z pewnym dyskomfortem tego rodzaju. Sądzę, że mogłabym tam zamieszkać - gdybym faktycznie miała wybierać według takich kryterów. Wieczór na dworcu Wrocław Główny brutalnie przywrócił mnie w ramy tu i teraz.