10 września 2007

TO.

TO tak jakoś od dłuższego czasu już kiełkuje, dojrzewa... rozpęknięcia i szczeliny pojawiają się tu i ówdzie, i jeśli się skupić, można się dosłuchać skrzypienia i trzasków. Trochę to trwa, ale teraz zaszło już dość daleko, by można powiedzieć otwarcie, że to TO. Skorupka trzyma się jeszcze zazdrośnie swego miejsca, ale to bez znaczenia, wiadomo co będzie dalej. Wszystko nowe idzie, nawet nie myślałam że aż tak. Tyle tego nowego, aż ciężko powietrze złapać! Cieszę się na to wszystko, z zewnątrz to może tak bardzo nie widać, nie ma przecież obiektywnie przełomów żadnych wielkich, kamieni milowych, nie, nic takiego. Ale kto potrafi patrzeć uważnie, zauważy TO bez pudła, gdzieś pewnie na dnie oka albo w gestach. Czuję się trochę, jakbym się dopiero urodziła, nie mam pojęcia czemu akurat teraz. Mam tremę i przeświadczenie, że wszystko jest możliwe. Wypoczęłam i wymarzyłam sobie nowe wyzwania. Nie wiem co będzie, pojęcia nie mam co z TEGO wyrośnie, ale uśmiecham się i nie mogę się doczekać. W sumie bardzo lubię wrzesień.

06 września 2007

Kazanie na śniadanie.

Taki mi się ostatnio ukuł zwyczaj, że do porannej herbatki słucham Johna Pipera. Jak się tak dobrze zacznie dzień, to potem jakoś przyjemniej sobie płynie. Dziś na przykład z Księgi Hioba, rozdział 32, o tym jak Elihu po 31 rozdziałach milczenia wreszcie przysolił prawdę, choć był najmłodszy. Prawda była hardkorowa, ale Hiob wysłuchał i zamilkł - i to mi się właśnie w prawdzie podoba, że można ją dość łatwo rozpoznać. Po tym jak odświeża, ale też po nieprzyjemnym ucisku w dołku, związanym zwykle z koniecznością zrewidowania swojego życia czy motywacji.
W moim odczuciu Piper mówi prawdę, za to go lubię, chwilowo jest może nawet moim kaznodziejskim ulubieńcem. Poza tym jest wielkim erudytą, i jak na amerykanina ma nawet mało amerykański styl. Bardzo mi żal, że jego książki są u nas zupełnie nieznane (co się dziwić, tłumaczeń nie ma), bo dobrze i owocnie mi się je czytało. A teraz rozpracowuję bazę kilku tysięcy jego kazań (www.desiringgod.org), i podoba mi się, bo to się pięknie przeciwstawia mojemu wrodzonemu brakowi systematyczności i przymusza do podejmowania wyzwań. No i zwykle ściska w dołku, a jakże, czasem muszę potem pomilczeć, czasem coś zmienić, i cóż, czasem się udaje, a czasem nie. Ale zakładam, że i tak warto. Zwłaszcza, że nie chodzi o Pipera, a o szukanie Jego, cudownego Boga. A to zawsze przyjemne dla obu stron:D