Taki mi się ostatnio ukuł zwyczaj, że do porannej herbatki słucham Johna Pipera. Jak się tak dobrze zacznie dzień, to potem jakoś przyjemniej sobie płynie. Dziś na przykład z Księgi Hioba, rozdział 32, o tym jak Elihu po 31 rozdziałach milczenia wreszcie przysolił prawdę, choć był najmłodszy. Prawda była hardkorowa, ale Hiob wysłuchał i zamilkł - i to mi się właśnie w prawdzie podoba, że można ją dość łatwo rozpoznać. Po tym jak odświeża, ale też po nieprzyjemnym ucisku w dołku, związanym zwykle z koniecznością zrewidowania swojego życia czy motywacji.
W moim odczuciu Piper mówi prawdę, za to go lubię, chwilowo jest może nawet moim kaznodziejskim ulubieńcem. Poza tym jest wielkim erudytą, i jak na amerykanina ma nawet mało amerykański styl. Bardzo mi żal, że jego książki są u nas zupełnie nieznane (co się dziwić, tłumaczeń nie ma), bo dobrze i owocnie mi się je czytało. A teraz rozpracowuję bazę kilku tysięcy jego kazań (www.desiringgod.org), i podoba mi się, bo to się pięknie przeciwstawia mojemu wrodzonemu brakowi systematyczności i przymusza do podejmowania wyzwań. No i zwykle ściska w dołku, a jakże, czasem muszę potem pomilczeć, czasem coś zmienić, i cóż, czasem się udaje, a czasem nie. Ale zakładam, że i tak warto. Zwłaszcza, że nie chodzi o Pipera, a o szukanie Jego, cudownego Boga. A to zawsze przyjemne dla obu stron:D
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
4 komentarze:
Prześlij komentarz