19 października 2007

Prawo własności.

Czuję ostatnio dobitnie, że wszystko co mam jest od Boga i w zasadzie to On pozostaje właścicielem. Luz, ta myśl nie jest aż taka trudna. Nawet w jakiś sposób przynosi ulgę. Naga się urodziłam i naga umrę, mówiąc za Hiobem. Rzeczy, przedmioty, gadżety, sprzęty - to wszystko jakieś narzędzia. Nie można się za mocno przywiązywać. Ale nie da się tej prawdy tak spłaszczyć do materii. W zasadzie każde duchowe osiągnięcie, każdy 'sukces' duszpasterski, każdy krok czy kroczek w rozwoju, to też nie moje, a zawsze Jego. Prezenty, czyli łaska. Cóż za ulga.
Ale dalej, lekcja z ostatnich dni. Moje życie, godność, wartość, jakieś wewnętrzne przeżywanie, cała intymność mojego świata, emocje i pragnienia, i reputacja, jakakolwiek by nie była, też jest Jego, przynajmniej chcę żeby tak było, staram się. W ten oto sposób Bóg ostatnio przeorał mi duszę, nie wiem czy był w tym jakiś inny cel jak tylko to, ale się udało. Nauczyłam się stać nago pośrodku ruchliwej ulicy, wystawiona na wszystko, ubrana tylko w Niego. Tak, to metafora oczywiście. Jeszcze wieje po plecach, ale już widzę, że warto.

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

Ano warto...bolesne, lecz właściwe.
I chociaż ja też nie rozumiem co to wszystko miało na celu, cieszę się, że dałaś/dałam/dałyśmy radę;)
Boże, aleś Ty wymagający!!!

ps. a orze się po to aby zasiać i aby obfity plon był wydany ->
Iz 28: 23-29

Anonimowy pisze...

Wszystko od Niego, dzięki Niemu, dla Niego.
Rodzi miły chwałotok i wdzięcznotok. Czlowiek widzi, że nie stoi w miejscu i ma energię na więcej z czystej wdzięczności i kółko sie powtarza :). Dziękuje się nawet za poniesione trudy, bo były tego warte. A.

Kamila pisze...

Normalnie ale Ten Pan Boży podsuwa Ci myśli swe własne - wprost genialne i świetne!Jak ten Pan Boży umie władać słowem!Normalnie nie mogę przestać się dziwić.