24 stycznia 2008

Zajście bez dystansu.

Bywają takie momenty w życiu, że nie dzieje się specjalnie dużo na zewnątrz. Dużo więcej w środku. Nawet kiedyś chyba już o tym pisałam. A teraz znów. Takie przyszły dni, że życie biegnie bardzo szybko przed oczami. W tysiącach możliwych scenariuszy, w milionach wariantów. Pewne decyzje się już podjęły, inne czekają, by je podjąć. Od czasu do czasu słyszę: "podziwiam Cię". Jakie to dziwne, nic jeszcze nie zrobiłam przecież. Ale tak, wbrew pozorom czuję ciężar gatunkowy tego, co się dzieje. I czasem po prostu strasznie się cykam. Przede wszystkim swojej słabizny emocjonalnej.

Taka historyjka. Byłam u lekarza w poniedziałek. Czułam się na maksa nędznie. Zapalenie oskrzeli, męczący kaszel, gorączka, parszywa pogoda, wszystko smutne i złe. Wypełniłam masę papierów, nasiedziałam się w kolejce przychodnianej (obserwacje socjologiczne poczynilam, a jakże!). I się doczekałam, wchodzę do pani doktor po ratunek, a ona krzyczy na mnie, drze się normalnie, że jakim prawem tu jestem, że studentka, że nie to województwo, że książeczka ubezpieczeniowa. Krzyczała na mnie, krzyczała, i choć potem okazało się że niesłusznie, i potem była już supermiła w ramach zadośćuczynienia, to i tak całe zajście mocno mnie dotknęło. Bo jakby tak złapać dystans, wydarzenie było wręcz komiczne. Ale nie złapałam. Już wchodząc czułam się okropnie, i krzyczenie na mnie odebrałam absolutnie osobiście, łzy same napłynęły do oczu i poczułam się sponiewierana do granic. Potem jeszcze wyszłam z przychodni i rozpłakałam się na dobre. No jak dzieciak po prostu, jak dzieciak.

I wiem takie rzeczy o sobie, i wiele innych, równie kompromitujących, a przecież aż tak głupia nie jestem, żeby nie wiedzieć, że wymyśliłam sobie (z Bożego natchnienia, jak wierzę), dość wymagające zajęcie na życie. I po prostu czasem się cykam.

A z drugiej strony, jeśli by na to popatrzeć z Bożej strony, nie chcę się koncentrować na swojej beznadziejności, bo co to wnosi. Bo z drugiej strony, jak myślę więcej o Nim niż o sobie, rosną mi skrzydła, nabieram sił, i tańczyć się chce i śpiewać, i czuję się taka zakochana. A może to, że mnie taką miekką stworzył, może też jest w tym jakiś rodzaj sensu, mam nadzieję.

Akuku

Ha!
Żyję jeszcze!

Chciałam poczekać na moment, kiedy napiszę znów coś z potrzeby, a nie z poczucia że już czas. Trochę trwało, ale jestem:)

17 stycznia 2008

Beatitudes...

Blessed are the poor in spirit
For theirs is the Kingdom of Heaven

Blessed are those who mourn
They shall be comforted

Blessed are the weak
for they shall inherit the Earth

Blessed are those who hunger and thirst for righteousness
for they shall be satisfied

Rejoice and be glad
For your reward is great in Heaven!

Blessed are the merciful
for they shall receive mercy

Blessed are the pure in heart
for they shall see God

Blessed are the peacemakers
for they shall be called the sons of God

Blessed are those who are persecuted for righteousness's sake
for theirs is the Kingdom of God

Rejoice and be glad
For your reward is great in Heaven!